[DnD 3.0] Brutalne Przebudzenie

Rybolud z czteroma kończynami ruszył w twoim kierunku. Podobnie postapiła reszta stworów. Odległość malała baaardzo szybko:
-Helipsso! - stworzenie wskazało na twój sejmitar.

y ? dobra.

rzucam sejmitar na ziemie

i znów próbuje gestykulowac i próbowac sie porozumieć
epileh eh palla du ! [i wymachuje rekami czyt. nie chcemy wam nic zrobic]

Czteroręki - coś uniosło włócznie i tępym końcem z całych sił uderzyło ciebie w splot słoneczny. Straciłeś dech i mimowolnie upadłeś na kolana. POczułeś wiele par obślizgłych rąk pojmujących cię i wlekących ~~dokądś~~. W chwili gdy zostałeś zaatakowany twoi towarzysze zostali w bardzo niepewnym położeniu...

*

Jesteś wleczony. CZujesz pod nogami jakomśzimną śliską powierzchnie. NAdal jest ci ciężko otworzyć oczy - cios był wyjątkowo silny... W koncu jednak udaje ci się podnieść głowę - widzisz dwóch odzianych w jakieś dziwne, wykonane z koralu zbroje ryboludzi. Obaj maja po jednej parze rąk. Rozglądasz się jeszcze -dostrzegłeś kontury zabudowań - budowale wysokie na wiele metrów, piętrzące się aż do nieba. Wśród nich wodne kaskady, wodospady o wysokościach powodujących zawrót twojej obolałej głowy... Niebo ... niebo zdaje się być bardzo niebieskie... bardzo rozmyte....

czekam az zawleką mnie ~~GDZIEŚ~~