[DnD 3.0] Brutalne Przebudzenie

Raz kozie smierć najwyzej zaleje nas krwią...

po czym podchodze i wbijam w zwieracz sejmitar po czym pociągam ochoczo w góre i w dół aby mocniej zabolało...

Ostrze przebija się przez gładkie mięśnie. W tej samej chwili zwieracz straszliwie się skórczył zaklinowując ostrze. Jednak nie pociekło dużo krwi... Oczywiście można by wyszarpać broń...

Wyszarpnęłem broń i wkłuwam jeszcze pare razy pociągając z jak najwieksza pasja i złem

Gdy tylko wyszarpnąłeś ostrze, mięsnie jeszcze bardziej się skurczyły. Jednak zabkowany sztych straszliwie rozszarpal delikatną tkankę. Krew zaczęła tryskać a mięśnie stopniowo rozkurczać. Po sekundzie -wbrew oczekiwaniu wszystkich- przez małą szczeline powoli zaczęła się wlewać woda. Woda wlewała się tak jakby byli nie kilkaset metrów pod wodą -tylko kilka metrów od powierzchni...

a więc jeszcze troche Foley ! rusz dupę ! pomóż Wy tez chociaz go drapciei czas z tąd uciekać
<gdy dziura osiągnie odpowiedni rozmiar dajemy nura do wody oczywiscie ja pierwszy>

Wnet otwóe uzyskał odpowiednią średnicę. Wszyscy jakoś przegramolili się na druga stronę. Zgodnie z oczekiwaniami przywitała ich chłodna morska woda... Jednak nie była to bezświetlna głębina... Powierzchnia znajdowała się jakieś 5 metrów nad głowami śmiałków, a w niej odbijały się żótawe punkciki - z pewnością nie słońce. Foley i reszta zaczęli energicznie wypływać w górę..

oczywiscie równiez wypływam na powierzchnię i biorę wdech CZYSTETGO powietrza
UFF nareszcie ! rozglądam naokoło zeby chociaz mniejwięcej oszacowac gdzie jestem

Wypłynęliście na powierzchnie. Razem z wami unosi się szkarłatna plama - lecz wpół zanurzona bestia nie reaguje. Wszyscy jesteście przerażenie jej ogromnym rozmiarem. Cześć odnóży zaczepiła sięo wystepy skalne. Jesteście jakiejś podwodnej grocie, skąpo owietlonej kopcącymi łuczywami. Po środku tej rozległej jaskini znajduje się wielkie oczko - w którym aktualnie taplacie się wy i bestia. Co jakiś czas słyszysz jakby posykiwania dochodzące zza cielska Krakena...

Więc rozglądam sie w poszukiwaniu jakis większych szczelin jezeli ich nie znajduje... zagłębiam się z resztą "teamu" w grotę

Podpływacie parę metrów do płaszczyzny, która zdaje się być brzegiem. Foley i reszta powoli gramolą się na skałę. Po chwili tajemnicze syki ustały - zamiast tego słyszycie teraz kroki... Dużo kroków... Z tunelu którego wylot znajduje się jakieś 30 metrów obok was wysypują siędziwaczne kreatury - są dobrze uzbrojeni i idą w waszym kierunku. Jest ich sporo - stanowczo za dużo...

chyba tu nie powalczymy ...
unoszę ręce do góry i patrze czy to coś przypomina Troglodytów...
NIC WAM NIE ZROBIMY ! i oczekujemy tego samego...

Owe istoty raczej nie przypominają troglodytów. Są soczyście zielone, ociekają śluzem oraz posiadają rytmicznie unoszące się skrzela. Owe stworzenia są uzbrojone w włócznie, niektóre w toporzyska - wykonane jakby z koralowca. Kilkanaście z nich zaczęło was otaczać - nikt z nich nie odpowiedział na twoje wezwanie...

W NOGIII !!! [co znaczy odwrót i jak najszybsza ucieczka w strone wyjscia]

Foley i reszta chwilowo wstrząsnięci, zaczeli rozbiegać się we wszystkich kierunkach. Zakrólował chaos. Jedni rozbijali się o drugich, a rybowate istoty zaciskały krąg. Kiedy ostre niczym brzytwa włócznie odcięły możliwość poruszania się, najlepiej zbudowany, czteroręki rybo-lud zwrócił się do ciebie:
-Asguahass, ess'dorthak helipsso?

ze co ? ze twoja matka ? <uśmiech>
po czym próbuje cos zaimprowizować,
amnahalu bilim tessarh.
[co miało mniejwięcej oznaczać, przybywamy w pokoju]