[DnD 3.0] Brutalne Przebudzenie

Tłum zainteresowanych prędko opuścił ogłoszenie. Najwidoczniej zniechęciła ich informacja: "nagroda niezidentyfikowana". Nie dalej jak minutę póxniej wrócił Kerwood. Dwa kubki wody i kubek z rumem na dnie oraz jajecznica na boczku - zgodnie z zamówieniem. Ze smakiem połykasz jedzenie. Czas wrócić do roboty...

Aaah... nie ma to jak dobrze zjeśc... [wychodzę z karczmy] I rozglądam się... przeciągam i zaczepiam pierwszego lepszego wieśniaka by dowiedziec się Którędy droga do łajby "cień fali"

Wychodzisz z 2 poziomowej nadbrzeżen kamieniczki. Początkowo światło słoneczne i świeże powietrze nieco cię odurzyły. Zauważasz pierwszego lepszego przechodnia. Podchdozisz do niego i pytasz o łajbe "Cień Fali". Przechodzień odpowiada lakonicznie:
-Idź do portu, przewala się tutaj wiele statków, a ja nie mam zamiaru spamiętywac nazwy każdego z nich... - nie ma to jak gośćność dla przybyszów.

psss miło mi... tak, a którędy do portu ???!!! krzyknąłem za nim

Wiesniak wskazał w kierunku morza, oglądasz się tam i zauwazasz szeregi białych żagli, ludzi gnajacych z taczkami, ładowniczych, drewniane żurawie, kupców przekrzykujących się wykłucających o byle gorsze. Domyślasz się że to miejsce z pewnością jest portem. Omijasz kilka 2 piętrowych kamienniczek i docierasz do samych doków. Okręty ustawione są pomiędzy szerokimi i długimi pomostami. Na pierwszy rzut oka zdaje ci się że jest ich z 20 góra 25. Panuje tutaj spory ruch.

Bacznie przypatruje sie i szukam wzrokiem wydrapanej bądź namalowanej nazwy łajby "cień fali"

Nie znajdujesz żadnego szyldu, ale przed jednym z okrętów zebrała się grupka ludzi. Ta mieszanina indywiduów łatwo daje się rozpoznać jako drużyna(y) poszukiwaczy przygód. Przed trapem prowadzącym na pokład, przy rozłożonym stole siedzi jakiś skryba i skrzętnie coś notuje.

Podchodze i pytam... Wy do Folleya ? oczekując odpowiedzi szukam jakiegos siedziska

Kilku z awanturników obejzało się. Naraz padło kilka odpowiedzi typu: "Tak" "Zgadza się" "To tutaj" "Lubię piwo" tworząc pozytwyny hałas. Podchodzisz do sekretarza domyslając się iż on tutaj wszystkim kręci. Młody mężczyzna spostzregwszy ciebie powiedział:
-Witaj! Zapewne jesteś tu w interesach?

ooo... taaak moze pierwsze pytanie, gdzie ? i za jakie pieniądze...

Sekretarz poprawił szkła:
-Wy poszukiwacze przygód jesteście tacy rytunowi... Gdzie - na pewien archipelag, Za ile - 3% zdobytego SKARBU.- mężczyzna podkreslił ostatnie słowo- Jakieś sensowne pytanbia?- wyszczerzył zęby w uśmiechu

ta... skarbu... duzo tego ? musze jakos wyzyć...

Sekretarz znudzonym ruchem podniósł kartkę z ogłoszeniem i palcem wytknął jedno ze słów tekstu: "(...)nagroda niezidentyfikowana".
-Sami nie wiemy ile tego może być, dlatego jest to pewne ryzyko. Oczywiście kapitan Foley przewidział twoją przezorność. W poczet zaliczki dołączamy 50 sz na głowę. Zainteresowany czy nie?- mówiąc to sekretarz wskazał na dwuosobową kolejkę która w międzyczasie utworzyła się za twoimi plecami- prosze pospiesz się to nasze ostatnie miejsce...

Dobrze... ale gdzie moje 50 złocieni ?przyda mi się... [po czym wpisuje sie na listę]

Wpisujesz się na liste, a sekretarz sięga do kufra. Wyjmuje z niego ostatnia sakwę i rzuca ci ją. Pieniążki miło brzęczą i lądują w twojej kieszeni. Mężczyzna wstaje, poprawia okulary i ogłasz:
-Koniec zapisów! Tym którzy się zgłosili gratuluje i zapraszam na pokład.- sekretarz wziął stolik i ruszył po trapie na satetk, w jego sład poszło jeszcze wielu awanturników, razem z tobą... Czekają ciebie tygodnie jedzenia śledzi, picia rumu i zucie solonej wołowiny. Ahoj!